FALANGA

Oficjalny blog publicystyczny Falangi

Przeszukaj blog

czwartek, 28 stycznia 2010

Sąd nad agentem

   Zygmunt Kaczkowski (1825-1896) zalicza się do „wielkich nieobecnych” polskiej literatury. Poczytność jego utworów jest obecnie zerowa; trudno sobie wyobrazić, by któryś z nich mógł trafić na listę lektur szkolnych. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy może być ujawniający się w nich głęboki konserwatyzm poglądów autora.   Opus magnum Kaczkowskiego stanowi złożony z wielu powieści i opowiadań cykl literacki „Ostatni z Nieczujów”, rozpoczęty w 1851 r. opowiadaniem „Bitwa o chorążankę” (opublikowanym na łamach „Czasu” – organu prasowego krakowskich zachowawców) i kontynuowany przez kilkadziesiąt lat. Popularność zyskała zwłaszcza wchodząca w jego skład powieść „Murdelio” (1852), w której pisarz połączył elementy kilku gatunków: powieści historycznej, sensacyjnego romansu, powieści gotyckiej oraz szlacheckiej gawędy w stylu „Pamiątek Soplicy” (1839) pióra innego konserwatysty, Henryka hrabiego Rzewuskiego (1791-1866). „Ostatni z Nieczujów” to epicka podróż w świat Sarmacji, zmierzchający z wolna w epoce rozbiorów. To zarazem tętniący życiem opis ładu społecznego, w którym podstawową rolę odgrywa szlachta (przede wszystkim średnia i drobna) – warstwa będąca duszą narodu, odznaczająca się umiłowaniem tradycji i troską o jej przechowanie, przywiązaniem do zasad religijnych i etosu rycerskiego oraz żarliwie patriotycznym duchem. Do najważniejszych dzieł Kaczkowskiego spoza cyklu należy m.in. monumentalna powieść „Olbrachtowi rycerze” (1889), napisana w odpowiedzi na trylogię Sienkiewicza, za którego konkurenta na polu literatury historycznej pisarz ów w swoich czasach uchodził.
   Spotyka się opinię, iż autor „Ostatniego z Nieczujów” został jeszcze przed wojną celowo zepchnięty w zapomnienie – z zupełnie innego powodu, niż jego tradycjonalizm. Chodzi mianowicie o udowodnioną mu działalność szpiegowską na rzecz jednego z państw zaborczych. Kaczkowski przez szereg lat pozostawał agentem wywiadu cesarskiej Austrii (o pseudonimie „Heubauer”), czynnym w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych XIX wieku, kiedy to rozpracowywał dla niego konspirację powstańców styczniowych. Miał się w ten sposób walnie przyczynić do rozbicia ich siatki na terenie zaboru austriackiego. Sam został przy tym zdekonspirowany, a powstańczy Rząd Narodowy wydał nań wyrok za zdradę. Pisarz jednak wytrwale zaprzeczał oskarżeniom o agenturalność – czyli po prostu kłamał – dopóki nie przekonał władz powstania do anulowania wyroku. Charakter jego pracy dla wywiadu został ujawniony dopiero w okresie międzywojennym, po tym, jak polski historyk Eugeniusz Barwiński odnalazł i przebadał jego teczkę podczas kwerendy w archiwach służb nieistniejącego już wówczas Cesarstwa.
   Znany i słusznie ceniony historyk, dr Sławomir Cenckiewicz, na łamach bulwarowego tygodnika „Wprost” expressis verbis odsądził Kaczkowskiego od czci i wiary jako zdrajcę, jurgieltnika i perfidnego konfidenta. Czy aby na pewno jest to sprawiedliwa ocena? Powstanie roku 1863 zakończyło się klęską, którą zakończyć się musiało, ściągając na Polaków pod zaborem rosyjskim (a więc na najliczniejszą część narodu) wieloletnie represje, na obszarze byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego przybierające wręcz postać polityki eksterminacyjnej. Ludwik Mierosławski, wyznaczony na jego dyktatora, słynął z militarnego niedołęstwa (zademonstrowanego w Polsce i Niemczech podczas „wiosny ludów” 1848 r.) równie szeroko, co z rewolucyjno-lewicowych poglądów. Już kilka lat wcześniej, w 1859 r., przed zgubnością jego insurekcyjnych zapędów ostrzegali konserwatyści Julian Klaczko (1825-1906) w książce „Katechizm nierycerski” oraz Walerian Kalinka (1826-1886) w artykule „O konspiracjach i działaniu jawnym”. Rewolucyjne koncepcje Mierosławskiego i jemu podobnych znajdowały w Kraju najszerszy oddźwięk w grupie najbardziej podatnej na manipulacje – wśród młodzieży szkolnej, dlatego już w przeddzień wybuchu powstania emigracyjni publicyści z kręgu umiarkowanie konserwatywnego Hôtel Lambert pisali o „konspiracji dzieci”, przewidując jej katastrofalne skutki.
   Działalność stronnictwa insurekcyjnego przybrała szczególnie mroczne oblicze w zaborze austriackim, obejmującym m.in. ziemię sanocką – ojczyznę Kaczkowskiego. Zachowawca Antoni Zygmunt Helcel (1808-1870), naoczny świadek tamtych wydarzeń, podaje, iż w samym Krakowie spiskowo-powstańcze podziemie popełniło w latach 1863-1864 trzynaście morderstw politycznych, których sprawców nigdy nie ujęto. Dla przykładu, Józef Aleksander Miniszewski (1821-1863), konserwatywny publicysta pisujący do krakowskiego „Czasu”, w 1861 r. protestował przeciw wykorzystywaniu przez stronnictwo insurekcyjne kościołów do urządzania manifestacji politycznych. W roku wybuchu powstania został zasztyletowany.
   Kto zatem istotnie szkodził swojemu narodowi – rewolucjoniści z 1863 roku czy inwigilujący ich Kaczkowski? Stawiając to pytanie, wypada zarazem podkreślić, że w naszej ocenie nie rysuje się żadna paralela pomiędzy działalnością agenta „Heubauera” i peerelowskich TW – jak zapewne chcieliby ci, którzy usiłują usprawiedliwiać kolaborację z komuną, porównując komunę do władz zaborczych, a kolaborację z nią do dziewiętnastowiecznej polityki lojalizmu. Casusu wybitnego pisarza nic nie łączy z przypadkami wszelkiej maści „Ketmanów”, „Bolków”, „Greyów”, „Filozofów”, „Historyków”, „Pedagogów”, „Jankowskich”, „Henryków” itd. Władza państw zaborczych – takich, jak Austria, dla której wywiadu pracował autor „Ostatniego z Nieczujów”, została Polakom narzucona, lecz, z drugiej strony, chroniła ich, ponieważ państwa te miały charakter chrześcijański, w latach sześćdziesiątych XIX stulecia niewątpliwie wciąż konserwatywny i przez to reprezentowały element ładu w świecie coraz bardziej podkopywanym przez radykalne (liberalne i demokratyczne) rewolucje. O żadnej z tych cech nie można mówić w stosunku do zdegenerowanych form państwowych stworzonych przez Stalina po II wojnie światowej jako narzędzia realizacji rewolucji komunistycznej – jałtańskich bękartów, takich, jak PRL. Służąc tej ostatniej, sykofanci komunistycznej bezpieki służyli sile politycznej, która nią rządziła, a pośrednio także ideologii, która tą siłą kierowała. Jeśli coś konserwowali, to rządy czerwonych.
   W 1863 r. „czerwoni” stali jednak nie na czele państwa, lecz powstania.

                                                                                                                     Adam Danek