Istotą prawicy, jej filozoficznym i ideowo-politycznym rdzeniem, jest konserwatyzm. Umacniana i pogłębiana, tożsamość prawicowa musi ewoluować w kierunku konserwatyzmu w jego postaci integralnej. Konsekwentny rozwój intelektualny człowieka (właściwie pojętej) prawicy powinien tedy prowadzić go na pozycje określane często mianem radykalnego konserwatyzmu. Jednocześnie przyjmowana przezeń praktyczna postawa polityczna nie może pozostawać oderwana od tożsamości ideowej, tzn. musi sensownie wynikać z integralnie konserwatywnej podstawy intelektualnej. Wyłącznie wtedy prawicowość jako system idei, symboli oraz postaw wykazuje spójność i staje się realną jakością. Konserwatysta integralny (czyli, innymi słowy, prawicowiec konsekwentny) nie mógłby akceptować demokracji, liberalnej ani innej, bez popadania w sprzeczność z konstytutywnym dla własnej tożsamości politycznej korpusem idei. Rodzi to zasadnicze wątpliwości co do wiarygodności osób, które artykułują zainteresowanie integralnym konserwatyzmem lub podają się za konserwatystów integralnych, a jednocześnie:
- wykazują daleko idące zaabsorbowanie bieżącym życiem politycznym reżimu demoliberalnego;
- publicznie wspierają wybrane stronnictwa przeciw innym w ich partyjnej polityce, prowadzonej w ramach kartelu* parlamentarnych ugrupowań, faktycznie spełniając rolę politycznych żurnalistów bądź agitatorów;
- wstępują bezpośrednio do kartelowych partii politycznych z nastawieniem na działalność i karierę w ich strukturach.
Przedmiot naszej uwagi ogranicza się w praktyce do dwóch pierwszych z wymienionych przypadków, ponieważ utrzymanie wewnętrznej więzi z ideami konserwatyzmu integralnego przez osobę zdecydowaną na długofalową aktywność w kartelowym życiu partyjnym nie wydaje się realne, ani na poziomie psychologicznym, ani na żadnym innym. Ad rem. Konserwatysta traci tylko czas, trwoniąc go na sporządzanie drobiazgowych publicystycznych opisów kłótni i pyskówek pomiędzy frakcjami demokratycznej klasy politycznej oraz bezprzedmiotowych rozprawek mających wyjaśniać, co z nich wynika – gdyż dla niego nic z nich nie wynika. Beneficjenci kartelu, dla potrzeb utrzymania się w nim, udają wzajemną walkę, pozorowaną przez ich aparaty propagandowe. Poza tym jednak w ich wspólnym, egzystencjalnym interesie leży utrzymanie systemu politycznego, który podtrzymuje kartel, żywi go i zapewnia mu pozycję władczą. Tym samym konserwatysta integralny dostrzega, iż poszczególne frakcje kartelu są niezróżnicowanymi co do istoty cząstkami tego samego fundamentalnego zła, jakie stanowią reżim demoliberalny i koegzystująca z nim klasa polityczna. By dezyderaty integralnego konserwatyzmu dotyczące państwa i społeczeństwa mogły się urzeczywistnić, te ostatnie muszą ulec całkowitej erozji – bądź zostać zlikwidowane.
Z tej konsekwencji stanięcia na pozycjach radykalnego konserwatyzmu początek biorą dwie ścieżki, jakie obrać może konserwatysta integralny. Jeżeli demoliberalizm ulega erozji, zamiast roztrząsać jego brudną fizjologię, powinien on wznieść się duchowo wysoko ponad bulgocącą powierzchnię demoliberalnego bagna (a nie nurkować w nim) – poświęcić się odpominaniu, gromadzeniu i porządkowaniu wiedzy o Tradycji oraz zakorzenionym w niej ładzie społeczno-politycznym, w oczekiwaniu na moment, kiedy będzie można podjąć próby jego restauracji. Jeżeli natomiast demoliberalizm ma zostać zlikwidowany, konserwatysta integralny powinien prowadzić jego analizę w ściśle określonym celu: identyfikacji i opisu słabych punktów reżimu, które mogą być wykorzystane do jego zniszczenia.
Czym właściwie kieruje się konserwatysta, który para się zwykłą bieżącą dziennikarką polityczną? Jeśli złudzeniem, że jakakolwiek część demokratycznej klasy politycznej przejmie się jego pisaniną – i dlatego produkuje relacje z partyjnych spędów i nasiadówek czy glosy i egzegezy do faktu, iż jakiś demoliberalny politykier coś powiedział do kamery, albo rozwodzi się o kuluarowych intryżkach i międzypartyjnych świństewkach, o szczegółach aktualnej tury rozdawnictwa stołków i posad – to się myli. Niechybnie osiągnie za to inny efekt: wystawienie na śmieszność idei integralnego konserwatyzmu oraz ich kompromitację. Albowiem werbalny konserwatysta integralny, który zniża się do przekonywania „elektoratu”, by ten lubił jakąś demoliberalną partię, a nie lubił innej, okazuje się pospolitym krzykaczem wiecowym. Mniemany przeciwnik demokracji redukuje się wówczas do roli modelowego elementu „społeczeństwa obywatelskiego” (albo innej „demokracji deliberatywnej”), jakim jest medialny „komentator polityczny”. Lub też (trzeba obiektywnie uwzględnić i taką możliwość) demaskuje się jako pozer, co dla przechwałki obnosi się z „oryginalnymi” i „kontrowersyjnymi” poglądami, lecz pod względem stylu myślenia należy bez reszty do (pół)światka demoliberalnej pipi-prawicy.
Rekapitulując, jedynym powodem, by konserwatysta integralny zajmował się demoliberalnym życiem politycznym, pozostaje wola zakończenia tego ostatniego. W przeciwnym wypadku powinien wznieść się ponad jego zakisły, mętny nurt, a skoncentrować swe wysiłki na tworzeniu centrów-strażnic wiedzy tradycyjnej. Wówczas do systematycznego przyglądania się populacji groteskowych, zdegenerowanych gnomów, tworzącej demokratyczną klasę polityczną, skłaniać mogłaby go już chyba wyłącznie naukowa ciekawość zoologa (ściślej zaś – parazytologa). Tak czy owak, musi wyjść z lupanaru demokracji jedną ze wspomnianych ścieżek. Tertium non datur.
Adam Danek
* Pojęciem kartelu partyjnego posługujemy się w oparciu o przedstawioną w latach siedemdziesiątych charakterystykę procesu kartelizacji partii, autorstwa politologów Richarda Katza i Petera Maira.