FALANGA

Oficjalny blog publicystyczny Falangi

Przeszukaj blog

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Piłsudczycy a powstanie warszawskie

Niedawno minęła kolejna rocznica prawdopodobnie najgorszej polskiej klęski strategicznej w XX wieku, jaką było powstanie warszawskie. W związku z tym prof. Adam Wielomski opublikował felieton pod tytułem „Insurekcyjny romantyzm ‘44”.* Autor przedstawił bardzo surową ocenę powstania – którą piszący te słowa w pełni podziela. Felieton kończy się jednak zdumiewającą puentą. Przytaczamy ją in extenso: „Co kierowało dowódcami AK, którzy ten rozkaz wydali? Osobiście uważam – acz badań nad tym problemem nie prowadziłem, więc wiem, że moja hipoteza jest mocna dyskusyjna - że wyłącznie polityka i to niekoniecznie międzynarodowa. Nie chodziło tylko o zbliżających się sowietów. Wydaje się, że kierownictwo AK obawiało się, że Polska odzyska byt państwowy na mocy decyzji politycznych, a więc dzięki rządowi w Londynie. Ale w Londynie rządziły PPS, SP, PSL i (częściowo w opozycji) ND. Nie było tu piłsudczyków. Tymczasem to właśnie sanacyjni oficerowie dominowali w AK. Gdyby więc Polska została odbudowana na mocy decyzji politycznych, to rząd z Londynu wróciłby do Polski i objął władzę, a postsanacyjne środowiska odpowiadałyby za klęskę z IX 1939 roku. W tej sytuacji jedyną szansą powrotu do polityki był wybuch Powstania, przejęcie władzy i powitanie Rządu Londyńskiego z pozycji ››gospodarza‹‹.” Mimo zastrzeżeń poczynionych przez p. Wielomskiego („badań nad tym problemem nie prowadziłem, więc wiem, że moja hipoteza jest mocna dyskusyjna”) powyższa opinia razi nierzetelnością i trudno ją uznać za coś więcej niż motywowaną uprzedzeniami politycznymi insynuację pod adresem nie lubianej przezeń tradycji politycznej – co też niniejszym postaramy się ukazać.

Prof. Wielomski stwierdził, iż „to właśnie sanacyjni oficerowie dominowali w AK”, omieszkał jednak to arbitralne stwierdzenie uzasadnić. Może i nic w tym dziwnego, ponieważ utrzymać się go nie da. Po wybuchu II wojny światowej budowa polskiej konspiracji zbrojnej rozpoczęła się od powołania jeszcze we wrześniu 1939 r. tajnej organizacji o nazwie Służba Zwycięstwu Polski. Pod względem genezy SZP można z pełną odpowiedzialnością uznać za sanacyjną. Powstała z polecenia marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza; jej dowódcą został piłsudczyk i weteran Legionów Polskich gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski (1893-1964), zaś zastępcą dowódcy mjr Edmund Galinat (1899-1971) – przed wojną działacz sanacyjnego Obozu Zjednoczenia Narodowego, związany z pismem „Zaczyn”, skupiającym wokół siebie zwolenników totalizmu państwowego. Los SZP przesądził się wszelako, gdy wkrótce na czele polskiego rządu na wychodźstwie stanął najzacieklejszy polityczny wróg piłsudczyków i wszystkiego, co wiązało się z Marszałkiem Józefem Piłsudskim – gen. Władysław Sikorski. Przez kilka miesięcy jego rząd próbował inspirować i wspierać finansowo w Kraju organizację konspiracyjną konkurencyjną wobec SZP – Centralny Komitet Organizacji Niepodległościowych, kierowany przez Ryszarda Świętochowskiego, osobistego znajomego gen. Sikorskiego z przedwojennych środowisk „demokratycznej opozycji” antysanacyjnej (tzw. Frontu Morges). Na przełomie 1939 i 1940 r. Sikorski, już po połączeniu w swych rękach funkcji premiera i Naczelnego Wodza, rozwiązał swym rozkazem SZP, którą uważał za podejrzany politycznie i szkodliwy element piłsudczykowski, a na jej miejsce utworzył Związek Walki Zbrojnej. Gen. Karaszewiczowi-Tokarzewskiemu rozkazał w ramach ZWZ objąć dowództwo nad Obszarem Nr 2 (z centralą we Lwowie), tzn. sowiecką strefą okupacyjną. Prawdopodobnie chciał się w ten sposób pozbyć sanacyjnego generała: jako dowódca pamiętnej odsieczy Lwowa z listopada 1918 r. Karaszewicz-Tokarzewski był tam powszechnie rozpoznawany, zatem wydawało się oczywiste, że natychmiast po przybyciu na miejsce zostanie zdekonspirowany. I rzeczywiście, NKWD aresztowało dawnego dowódcę SZP już w chwili przekraczania granicy dzielącej niemiecką i sowiecką strefę okupacyjną. W 1942 r. gen. Sikorski kolejnym rozkazem przekształcił Związek Walki Zbrojnej w Armię Krajową.

Według p. Wielomskiego „to właśnie sanacyjni oficerowie dominowali w AK”. W rzeczywistości zarówno wojskowe, jak i cywilne struktury polskiego Państwa Podziemnego od początku 1940 r. budowały środowiska wywodzące się z przedwojennych partii politycznych (w nawiasach podajemy ich wojenne kryptonimy): Polskiej Partii Socjalistycznej („Koło”), Stronnictwa Ludowego („Trójkąt”), Stronnictwa Narodowego („Kwadrat”), Stronnictwa Pracy („Romb”) oraz Stronnictwa Demokratycznego („Prostokąt”). Formacje te dzieliło wiele różnic programowych, ale łączyła absolutna wrogość do sanacji i mniejsza bądź większa nienawiść do całego okresu 1926-1939. Z powodu wytworzenia się takiego właśnie politycznego układu sił w Państwie Podziemnym piłsudczycy byli w nim izolowani i w rezultacie skupiali się na pracy we własnych, nie posiadających wielkiego zasięgu organizacjach konspiracyjnych – Obozie Polski Walczącej oraz Konwencie Organizacji Niepodległościowych. Świadectw tej izolacji „postsanacyjnych środowisk”, jak nazywa je Autor, nie brakuje w wojennych wspomnieniach członków piłsudczykowskiego podziemia, takich jak narodowo-państwowy myśliciel polityczny dr Klaudiusz Hrabyk (1902-1989) czy faszyzujący pisarz Ferdynand Goetel (1890-1960).

Interesujące światło na polityczny profil polskiej konspiracji wojskowej rzucają świadectwa powstałe w środowisku podziemnej organizacji zbrojnej Konfederacja Narodu, dowodzonej przez Bolesława Piaseckiego (1915-1979), przedwojennego wodza RNR-Falangi. Konfederacja powstała całkowicie poza środowiskami tworzącymi ZWZ-AK, lecz w 1942 r. podjęła z wojskowym ramieniem Państwa Podziemnego oficjalne rozmowy o zjednoczeniu. Komórki wywiadowcze KN starały się możliwie jak najlepiej wybadać partnera. W rezultacie powstał m.in. wewnętrzny dokument Konfederacji z 3 marca 1942 r., zawierający następującą ocenę: „ZWZ, będąc oficjalną organizacją wojskową, posiada równocześnie charakter wybitnie polityczny i dąży do opanowania władzy w Kraju w chwili przełomu (…). ZWZ znajduje się pod wpływem Centrolewu.” Centrolewu, a więc środowisk politycznych stanowiących przed wojną główny nurt „demokratycznej opozycji” antysanacyjnej.

Prof. Wielomski insynuuje, że powstanie warszawskie zostało wzniecone przez piłsudczyków dominujących w AK. Jak to się ma do prawdy? Za człowieka sanacji można z pewnością uznać pierwszego komendanta głównego AK (a wcześniej ZWZ), gen. Stefana Roweckiego – weterana I Brygady Legionów Polskich, przed wojną czynnego w ruchu legionowych kombatantów. Ale gen. Rowecki od 1943 r. pozostawał w niemieckiej niewoli. Natomiast jego następca na Komendzie Głównej AK, gen. Tadeusz Komorowski, nie miał żadnych biograficznych powiązań z kręgami sanacyjnymi, a politycznie skłaniał się ku linii określonej w raporcie Konfederacji mianem Centrolewu. Na nim, jako na najwyższym dowódcy podziemnych sił zbrojnych, spoczywa główna odpowiedzialność za decyzję o podjęciu powstania i za jej straszliwe konsekwencje. Co ciekawe, w jego odezwie do żołnierzy z 1 sierpnia 1944 r. pobrzmiewała, paradoksalnie, ideologia endecka – Komendant Główny wzywał do „walki z odwiecznym wrogiem Polski, najeźdźcą niemieckim”.

Jak wiadomo, wydanie przez gen. Komorowskiego rozkazu poprzedziły konsultacje prowadzone wcześniej w ścisłym kierownictwie Armii Krajowej. Za rozpoczęciem powstania opowiadał się stanowczo pierwszy zastępca szefa Sztabu KG AK, gen. Leopold Okulicki. Można by go było zaliczyć do piłsudczyków jako weterana ruchu strzeleckiego, Legionów Polskich i Polskiej Organizacji Wojskowej, lecz wymagałoby to solidnego naciągnięcia faktów, ponieważ Okulicki w życiu politycznym okresu sanacyjnego nie uczestniczył wcale. Do powstania parł także niewątpliwy piłsudczyk – gen. Tadeusz Pełczyński (1892-1985), szef Sztabu KG AK, a przed wojną wieloletni dowódca Oddziału II Sztabu Głównego WP – wojskowych służb specjalnych. Ten fakt mógłby częściowo potwierdzać pogląd o wywołaniu powstania przez motywowanych politycznie piłsudczyków… gdyby w kręgu dowódczym AK najbardziej pesymistycznie nie odnosił się do planów powstańczych także niewątpliwy piłsudczyk, były dowódca jednostek Kedywu płk August Emil Fieldorf (1895-1953), weteran I Brygady Legionów Polskich i uczestnik zamachu majowego w 1926 r. Teza o nieodpowiedzialnych piłsudczykach jako autorach powstania rozmywa się w ten sposób coraz bardziej, zwłaszcza, że o wydaniu przez gen. Komorowskiego decyzji o jego rozpoczęciu przesądził oficer z sanacją niepowiązany w ogóle – komendant Okręgu Warszawskiego AK płk Antoni Chruściel, składając Komendantowi Głównemu fałszywy raport o pojawieniu się na warszawskiej Pradze sojuszniczych, jak się spodziewano, sowieckich czołgów. To Chruściel, nie zaś Komendant Główny czy szef Sztabu KG AK, objął następnie funkcję faktycznego dowódcy całości sił powstańczych.

Jak zaś do planów powstańczych ustosunkowały się zorganizowane politycznie środowiska piłsudczykowskie? Ich czołowym analitykiem wojskowym był doc. ppłk Wacław Lipiński (1896-1949), oficer legionowy, członek wspomnianych Służby Zwycięstwu Polski i Konwentu Organizacji Niepodległościowych. W kolportowanej w podziemiu broszurze „Bilans czterolecia 1939-1943”, wydanej w styczniu 1944 r., pisał on: „Pod koniec wojny nie Niemcy opuszczający Polskę stanowić będą główne zagadnienie polityczno-wojskowe, lecz przychodzący Rosjanie, nie przeciw Niemcom winniśmy mobilizować główną naszą aktywność, lecz przeciw Rosji. Tak się przedstawia istota zagadnienia, którego realizm i słuszność są tym większe, im bardziej są w danej chwili niepopularne. (…). W położeniu wytworzonym przez cofanie się Niemców z Polski i wkraczanie do niej Rosjan – nie będzie warunków ani na powstanie anty-niemieckie, jako akt polityczno-wojskowy, ani na żaden inny akt wywoływania odwetu. Niemcy wycofujący się z Polski wśród walk z napierającymi Rosjanami – wykonywać będą musieli swe ruchy bez przeszkód ze strony Polaków. Powstanie przeciw-niemieckie byłoby w tych warunkach szaleństwem politycznym, samobójstwem wojskowym.” Na kilka miesięcy przed wybuchem powstania jeden z przywódców krajowych środowisk piłsudczykowskich przestrzegał, iż równałoby się ono strategicznemu samobójstwu. Z kolei na wychodźstwie powstańcze plany równie surowo krytykował były sanacyjny dyplomata i działacz Obozu Zjednoczenia Narodowego, Tadeusz Katelbach (1897-1977).

Podsumowując, pogląd p. Wielomskiego, jakoby za tragedię powstania warszawskiego odpowiadała polityczna sitwa piłsudczyków, wypada uznać za całkowicie niezgodny z prawdą. Pozostaje tylko prosić Autora, który wyznaje otwarcie: „badań nad tym problemem nie prowadziłem, więc wiem, że moja hipoteza jest mocna dyskusyjna”, aby formułowanie opinii na takie tematy jednak poprzedzał badaniami, co pozwoli uniknąć popadania w oceny rażące stronniczością.

A dlaczego stronniczością? Otóż śledząc publicystykę prof. Wielomskiego łatwo zauważyć, iż jej Autor z sobie tylko znanych powodów wykorzystuje wszelkie okazje, by obrzucać błotem oszczerstw piłsudczykowsko-sanacyjną tradycję polityczną. Niektórzy polemiści – w tym, nie ukrywajmy, również niżej podpisany – zarzucali mu prezentowanie publicystycznej optyki tzw. endokomuny. P. Wielomski odpierał zarzut, podkreślając, że nie zalicza się przecież ani do endeków, ani do komunistów. Dlaczego zatem tak ostentacyjnie zgadza się i z pierwszymi, i z drugimi? Zideologizowana historiografia endecka i komunistyczna pokrywały się w szeregu kwestii – najbardziej wyraźnie właśnie w doszukiwaniu się w całym złu w nowszej polskiej historii mitologizowanej przez nie ręki piłsudczyków.

Adam Danek