FALANGA

Oficjalny blog publicystyczny Falangi

Przeszukaj blog

sobota, 4 grudnia 2010

Józef Albin Herbaczewski i dziedzictwo Unii


Litwa należy do państw, których losy szczególnie gęsto splatały się w historii z losami Polski. Kiedy dzisiaj spoglądamy w przeszłość – i tę odległą, i tę niedawną – nasze postrzeganie dziejów Polski i Litwy okazuje się bardzo niejednorodne; brak w nim ciągłości. Z jednej strony wspomnienia ery jagiellońskiej czy ponad dwóch wieków istnienia Rzeczypospolitej Obojga Narodów przywołują wizję chwały, wielkości, budowanej wspólnie przez Polaków i Litwinów, a także wspólnej niedoli. Z drugiej strony pamięć okresu międzywojennego, II wojny światowej i trwającego do dziś okresu po rozpadzie bloku sowieckiego podsuwa nam obraz nieprzerwanego łańcucha wrogości, strachu, uraz, różnorodnych szykan. To ten drugi obraz, jako powstały w nowszych czasach, wywiera większy wpływ na sposób, w jaki dzisiaj patrzą na Litwę Polacy, a zwłaszcza środowiska takie, jak nasze – prawicowe czy nacjonalistyczne.

W trudnej historii stosunków polsko-litewskich w XX wieku wbrew obiegowemu wrażeniu nie zabrakło jednak ludzi rozumiejących, że takie myślenie o wspólnych dziejach Polski i Litwy, jako o walce dwóch narodowych egoizmów nieustannie czyhających, żeby skoczyć do gardła przeciwnika, niezależnie od wielu rzeczywistych wyrządzonych sobie nawzajem krzywd szkodzi tylko obu stronom i dowodzi ich słabości, a nie siły. Do takich właśnie osób należał prof. Józef Albin Herbaczewski (Juozapas Albinas Herbačiauskas, 1876-1944), wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie, poeta, dramaturg, eseista, a okazjonalnie także polityk. Pod względem narodowym czuł się Litwinem, lecz Polskę uważał za swą drugą Ojczyznę. Jeszcze pod zaborami, gdy na ziemiach byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego ruchy narodowe polski i litewski toczyły już ze sobą zażartą walkę polityczną, a każdy z nich usiłował wkupić się w łaski caratu i wyprosić u niego zdławienie tego drugiego, Herbaczewski, z przekonań katolik i konserwatysta, opublikował książkę pod znamiennym tytułem „Głos bólu. Sprawa odrodzenia narodowego Litwy w związku ze sprawą wyzwolenia narodowego Polski” (1912). Przekonywał w niej, że „bez wolnej Polski nie będzie wolnej Litwy”. Wzywał do politycznego sojuszu narodów dawnej Rzeczypospolitej, w przeświadczeniu, że takie przymierze otworzyłoby dla tych narodów najkrótszą drogę do uzyskania niepodległości: „Polityczna przyjaźń Polaków, Litwinów i Ukraińców byłaby straszliwym ciosem dla rządów zaborczych.” Przestrzegał przed pomniejszaniem, roztrwonieniem lub zaprzepaszczeniem dziedzictwa historycznej polsko-litewskiej Unii (słowo „Unia” pisał zawsze wielką literą) przez krótkowzrocznych polityków i stronnictwa polityczne, zarówno polskie, jak i litewskie.

Po zakończeniu I wojny światowej oraz powstaniu niepodległych państw z centrami w Warszawie i Kownie Herbaczewski wystosował list do Ignacego Paderewskiego, przedstawiając się jako przynależny „do tej grupy Litwinów, która szczerze dążyła i dąży słowem i czynem do odnowienia Unii Litwy z Polską, ale już w duchu nowoczesnego unionizmu angielskiego”. Proponował ustalenie relacji między Litwą a Polską na zasadach podobnych do tych, na jakich opierał się związek Australii z Wielką Brytanią. Nie poprzestał przy tym na pracy koncepcyjnej – chciał wziąć czynny udział we wcielaniu w życie formułowanych przez siebie koncepcji. W tym celu w 1919 r. pod kierunkiem jednego z rzeczników prometeizmu Leona Wasilewskiego (1870-1936), byłego ministra spraw zagranicznych i emisariusza Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego na Litwę, włączył się aktywnie w pracę propagandową na rzecz federacji Litwy z Polską. Opublikował napisaną w języku litewskim broszurę p.t. „Dokąd zmierzasz Litwinie?” („Kur eini Lietuvi?”), w której scharakteryzował zagrożenie stwarzane dla Litwy przez Niemcy i Rosję Sowiecką. W cyklu artykułów ogłoszonych w tym samym czasie w Wilnie wywodził, iż potrzebne zbliżenie Polski i Litwy może się dokonać na gruncie wspólnej dla nich obu kultury łacińskiej. We wrześniu 1919 r. udał się wreszcie do Kowna, gdzie na publicznym spotkaniu starał się uświadomić Litwinom niebezpieczeństwo ukryte w orientacji germanofilskiej, zauważalnej w części litewskich sfer rządowych, oraz przekonać ich do korzyści, jakie może przynieść Litwie federacja z Polską.

Koncepcje Herbaczewskiego napotkały na mur uprzedzeń i niezrozumienia po obu stronach. Litewscy narodowcy atakowali go jako zdrajcę „zaprzedanego Polakom”. Polscy endecy oczerniali go, twierdząc, że działa „jako wróg Polski”. Tymczasem to właśnie Herbaczewskiemu przyznał rację dalszy bieg wydarzeń. Przestrzegał on polskie władze, iż „bez pozyskania sympatii, zaufania i poparcia Kowna Polska przegra swą polityczną i wojenną kampanię na Wschodzie”. Tak też się i stało. Dalekosiężne cele polskiej polityki wschodniej rozbiły się o fundamentalne błędy popełnione przez jej kierowników. Bo po co Leon Wasilewski zorganizował przy pomocy siatki Polskiej Organizacji Wojskowej nieudany zamach stanu w Kownie, który tylko wykopał między Litwą a Polską jeszcze głębszy rów wrogości i podejrzeń, a Polskę skompromitował na arenie międzynarodowej, ponieważ sprawa odbiła się echem w całej Europie? Po co Naczelnik Państwa i Naczelny Dowódca wojsk polskich po wyzwoleniu Wileńszczyzny i Białorusi spod władzy bolszewików utworzył Zarząd Cywilny Ziem Wschodnich na czele z komisarzem generalnym Jerzym Osmołowskim (1872-1952), który pracował pod hasłem odbudowy w nowej postaci Wielkiego Księstwa Litewskiego jako podmiotu geopolitycznego – skoro został on następnie sprowadzony do roli czysto dekoracyjnej, był lekceważony i pozbawiony rzeczywistych kompetencji przez polskie władze wojskowe i polityczne? Fiasko w nawiązaniu współpracy z państwem litewskim okazało się jedną z przyczyn (choć oczywiście nie jedyną) niepowodzenia polskiej polityki wschodniej w latach 1919-1920. Nie umiejąc rozwiązać problemu Wileńszczyzny w inny sposób, polskie kierownictwo państwa dokonało wreszcie jej zaboru siłą. Krok ten w naszych środowiskach prawicowych i nacjonalistycznych do dziś cieszy się uznaniem, zupełnie bezpodstawnym. Ta sprawnie przeprowadzona pod względem militarnym akcja była w rzeczywistości polityczną porażką Polski. Uniemożliwiła jej bowiem tak potrzebne nawiązanie normalnych stosunków z Litwą na niemal dwadzieścia następnych lat.

Od tamtych wydarzeń upłynęło wiele dziesiątków lat, a układ geopolityczny w Europie Środkowo-Wschodniej uległ całkowitej zmianie, lecz Litwa wciąż zachowuje istotne znaczenie dla bezpieczeństwa Polski. Jest ona jedynym obok Polski państwem graniczącym na lądzie i morzu z obwodem kaliningradzkim, wysuniętą placówką militarną i wywiadowczą Rosji w Europie Środkowo-Wschodniej i basenie bałtyckim, opasując go od wschodu i północy. Nizinne terytorium Litwy tworzy drogę pozwalającą ominąć bagniste obszary Wyżyny Białoruskiej i przez północny kraniec Białorusi, najwęższą (na osi Wschód-Zachód) i nie-bagnistą część tego państwa, dostać się na Grzędę Smoleńsko-Moskiewską, wiodącą do Moskwy. Ta droga może też, oczywiście, być przebyta w odwrotną stronę. Przez terytorium Litwy przebiega wówczas najdogodniejsza lądowa droga łącząca centralną Rosję z obwodem kaliningradzkim. Dodatkowo wybrzeże morskie Litwy zapewnia łatwy dostęp do linii brzegowej Polski, tworzącej jej północną, całkowicie otwartą granicę. Gdyby w przyszłości pojawiło się zagrożenie dla integralności państwowej Litwy (do czego, miejmy nadzieję, nie dojdzie), musiałaby ona szukać oparcia w pierwszej kolejności w Polsce, wbrew tendencjom dominującym w jej bieżącej polityce po 1991 r.

Historia relacji Polski i Litwy w XX wieku była nader skomplikowana – i słowo „skomplikowana” nie służy tu bynajmniej usprawiedliwianiu kogokolwiek, ani Litwinów, ani też strony polskiej. Polacy upraszczają ją z niekorzyścią dla Litwy, Litwini upraszczają ją z niekorzyścią dla Polski, oba narody eksponują krzywdy poniesione z ręki drugiej strony. Warto więc pamiętać i przypominać, że ta polsko-litewska gmatwanina losów nie składała się wyłącznie z uprzedzeń, wrogości, podejrzliwości i zbrodni, ale pojawiały się w niej również próby porozumienia – i to do nich warto współcześnie nawiązywać. Jedną z takich prób podjął w swoim czasie Józef Albin Herbaczewski. Pewien rosyjski uczony określił Polaków mianem narodu postimperialnego. W Polsce natomiast nie pamięta się, że narodem postimperialnym są również Litwini: polskie środowiska prawicowe i nacjonalistyczne chętnie przywołują wspomnienie „Polski od morza do morza”, podczas gdy w rzeczywistości od morza (Bałtyckiego) do morza (Czarnego) sięgała nie Polska, a Wielkie Księstwo Litewskie w jego granicach osiągniętych za panowania Olgierda. Waśnie pomiędzy Polską a Litwą pozostają sporem w rodzinie, a jak wiadomo, spory w rodzinie są najboleśniejsze i najtrudniejsze do zapomnienia.

W polskich ugrupowaniach prawicowych i nacjonalistycznych Litwa po dziś dzień budzi zainteresowanie wyłącznie jako przedmiot resentymentu historycznego. To błąd. Naprawa tego błędu może się rozpocząć od zidentyfikowania przez rodzime środowiska Prawicy integralnej – takie, jak na przykład nasze środowisko – środowisk Prawicy integralnej działających na Litwie i nawiązania z nimi kontaktów, które z czasem mogą przekształcić się we współpracę, wolną od prowincjonalizmu, szowinizmu, uprzedzeń, a przede wszystkim od tego, co tworzący współcześnie polski filozof prawicowy P. Bartula nazywa „nacjonalizmem ofiar”: domagania się od drugiej strony nieustannej ekspiacji za historyczne przewiny. Takie postawy służyć bowiem mogą jedynie interesom ośrodków zewnętrznych, tak jak współczesne utarczki litewsko-polskie służą manipulującym i Polską, i Litwą centrom dyspozycyjnym z Zachodu.

Adam Danek

Wystąpienie wygłoszone nad grobem Józefa Albina Herbaczewskiego, podczas zorganizowanych przez Dzielnicę Małopolską organizacji Falanga obchodów rocznicy jego śmierci, 3 grudnia 2010 r.