FALANGA

Oficjalny blog publicystyczny Falangi

Przeszukaj blog

sobota, 29 stycznia 2011

Oś Warszawa-Mińsk

Niedawna elekcja głowy państwa na Białorusi (stanowiąca, jak się wydaje, li tylko czystą formalność) ponownie zwróciła uwagę Polaków na owo ościenne państwo. W naszej ojczyźnie brakuje niestety prób pogłębionej refleksji nad znaczeniem, jakie dla Polski ma, lub może mieć, jej wschodni sąsiad. Kilku polskich publicystów, związanych z różnymi środowiskami szeroko pojętej prawicy, podjęło wprawdzie takie próby namysłu wolnego od przytłumienia przez ideologiczny dyskurs demokracji i „praw człowieka”. Ich marginalne w gruncie rzeczy głosy, pozbawione przełożenia na masowo rozpowszechniane treści medialne, nie mogły jednak w żaden sposób zrównoważyć, przepełniającego gazety i telewizje głównego nurtu, zalewu seansów nienawiści do „ostatniej dyktatury Europy” oraz nakazów poparcia dla „demokratycznej opozycji”, animowanej tam bez większych sukcesów przez ośrodki zachodnie. A szkoda, bo utonął w nim szereg cennych obserwacji.

Znaczenia Białorusi dla Polski oraz całej Europy Środkowej i Wschodniej nie powinna nam przesłaniać agresywna anty-białoruska propaganda płynąca z Zachodu ani buńczuczne wezwania jego przywódców politycznych do poddawania tego państwa ostracyzmowi lub innym dyplomatycznym szykanom z powodu jego „niedemokratyczności”. Nieuprzedzonemu obserwatorowi muszą się one wydać co najmniej podejrzane, skoro te same państwa zachodnie na wyprzódki zabiegają o dobre stosunki z równie „niedemokratyczną” Rosją.

Polskie ośrodki dyspozycji mają obowiązek dostrzegać przede wszystkim strategiczną, geostrategiczną i geopolityczną ważność Białorusi. Wedle ocen polskich strategów i ekspertów wojskowych państwo białoruskie, choć w przybliżeniu czterokrotnie mniej ludne od polskiego, góruje nad tym ostatnim pod względem potencjału militarnego – jako jedyny nasz sąsiad oprócz Niemiec i Rosji. Ponadto Białoruś jako jedyne z państw sukcesyjnych dawnej Rzeczypospolitej (Białoruś, Litwa, Łotwa, Polska, Ukraina) nie ma bezpośredniego dostępu do morza, lecz zarazem jako jedyne wśród nich posiada sieć rzeczną należącą jednocześnie do zlewisk mórz Bałtyckiego (Narew, Dźwina, Wilia, Niemen) i Czarnego (Dniepr, Berezyna, Prypeć), która łączy ją ze wszystkimi pozostałymi tymi państwami (Narew z Polską, Niemen i Wilia z Litwą, Dźwina z Łotwą, Prypeć, Berezyna i Dniepr – z Ukrainą). Pod względem geostrategicznym terytorium Białorusi tworzy m.in. korytarz wiodący na Grzędę Smoleńsko-Moskiewską, gdzie leży polityczny punkt ciężkości największego państwa na Ziemi. W samej Rosji nie brakuje ocen potwierdzających geostrategiczną doniosłość Białorusi. Podczas swej ubiegłorocznej wizyty w Polsce przychylił się do nich dr Modest Kolerow, w okresie prezydentury Włodzimierza Putina szef wydziału Administracji Prezydenta ds. kontaktów z zagranicą, obecnie kierujący rosyjską agencją informacyjną Regnum – który wystąpił jako gość specjalny III Zjazdu Geopolityków Polskich we Wrocławiu w październiku 2010 r. Zdaniem Kolerowa w wypadku, gdyby Aleksander Łukaszenka zdecydował się zrezygnować z goszczenia rosyjskiej stacji radiolokacyjnej „Węzeł Baranowicze” (ulokowanej w osadzie Gancewicze), droga w głąb Rosji od strony zachodniej stanęłaby otworem – i to jest przyczyną mocnej pozycji białoruskiego prezydenta w jego rozmowach z Moskwą. Zasadne wydaje się przeto bardziej krytyczne spojrzenie na serwowany nam przez media obraz państwa słabego i peryferyjnego, bo „w dzisiejszych czasach” wciąż „niedemokratycznego” i nie „wolnorynkowego”.

Myśliciele geopolityczni tacy, jak dr Stanisław Bukowiecki (1867-1944) czy Juliusz Mieroszewski (1906-1976) zwracali uwagę na konieczność orientowania polskiej polityki wschodniej na osiągnięcie przez Białoruś (niezależnie od jej ustroju wewnętrznego) możliwie jak największej niezależności od ośrodka rosyjskiego. U początków krwawo wywalczonej niepodległości Polski jej elita polityczna zlekceważyła kwestię białoruską, co z czasem pociągnęło za sobą konkretną cenę. W toku rokowań pokojowych po wojnie polsko-bolszewickiej strona sowiecka zgadzała się na ustalenie granicy z Polską na linii Połock – Bobrujsk – Mozyrz – Równe, z pozostawieniem po stronie polskiej Mińska i większej części Białorusi. Polska delegacja, pod przewodnictwem ludowca Jana Dąbskiego i endeka prof. Stanisława Grabskiego, odrzuciła tę propozycję, co zaakceptował również Naczelnik Państwa Józef Piłsudski. W wydanej później (w 1943 r. w Londynie) w języku francuskim broszurze „Granica polsko-sowiecka” Grabski wyjaśniał tę odmowę faktem, iż w przeciwnym wypadku po polskiej stronie linii granicznej znalazłoby się dodatkowo około 120 000 km2 terytorium z ludnością w dużej części prawosławną, co zmusiłoby Polskę do odejścia od forsowanej przez endecję koncepcji „inkorporacyjnej” na rzecz koncepcji „federacyjnej” – zarzucenia projektów odgórnej „polonizacji” ziem byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, pozostawienia Białorusinom swobody rozwijania własnej kultury i nadania im pewnej autonomii w strukturze państwowej. Na podstawie jednego świadectwa trudno orzekać, czy dokładnie takie motywy przesądziły o rozstrzygnięciu rokowań, niemniej na żądanie polskich delegatów granica została przesunięta o około sto kilometrów na Zachód z korzyścią dla bolszewików. Decyzja ta stała w rażącej sprzeczności z wcześniejszym projektem przywódcy obozu narodowego znanym jako „linia Dmowskiego”, przewidującym pozostawienie po stronie polskiej m.in. Połocka, Mińska i Słucka. Gdyby Polska przyjęła pierwszy wariant, akceptowany wówczas także przez przeciwnika, istotnie mogłaby następnie objąć ziemie białoruskie autonomią, a z upływem lat może nawet zorganizować na nich zalążek oddzielnej państwowości, stopniowo przekształcany z tworu kadłubowego w sojuszniczy ośrodek państwowy. W ten sposób nie tylko ocaliłaby wiele tysięcy ludzkich istnień przed machiną bolszewickiego terroru (masowe groby jego ofiar na dzisiejszej Białorusi, pochodzące z okresu rządów Stalina, mieszczą w sobie szczątki szacunkowo kilkudziesięciu tysięcy osób) i podtrzymała dziedzictwo dawnej Rzeczypospolitej, ale powiększyłaby zasięg własnego panowania nad przestrzenią, a także obróciła państwowe i narodowe dążenia Białorusinów przeciw Związkowi Sowieckiemu, zyskując wysuniętą na Wschód placówkę, skąd dałoby się oddziaływać na ludność północno-zachodnich kresów ZSRS, prowadzić działalność wywiadowczą, propagandową, dywersyjną, destabilizacyjną i destrukcyjną. Ponieważ polska elita polityczna zmarginalizowała wówczas sprawę białoruską, zagospodarowała ją politycznie strona sowiecka (co przewidział wcześniej Stanisław Bukowiecki). To ona wystąpiła w charakterze organizatora białoruskiej państwowości i opiekuna rozwijającej się białoruskiej kultury narodowej. Sowiecka polityka na Białorusi prowadzona była na tyle przemyślnie, że w październiku 1925 r. białoruski rząd na wychodźstwie dokonał samorozwiązania, gdyż, jak ogłosili jego członkowie, Białoruska Socjalistyczna Republika Sowiecka nabrała cech rzeczywistego białoruskiego państwa narodowego (w latach trzydziestych sytuacja uległa całkowitej zmianie – komunistyczne władze rozpoczęły w BSRS intensywną rusyfikację). Bolszewicy stworzyli sobie tym samym bazę do prowadzenia we wschodnich województwach państwa polskiego działalności propagandowej, wywiadowczej, dywersyjnej, destabilizacyjnej, destrukcyjnej, a nawet partyzanckiej – co faktycznie miało miejsce.

Osobno od zagadnień polityki, geopolityki, geostrategii warto zwrócić uwagę na znaczenie Białorusi na płaszczyźnie cywilizacyjnej. W państwie tym krzyżują się wpływy kulturowe bałtyckie, rusko-słowiańskie, łacińsko-romańskie i grecko-bizantyjskie. Graniczne położenie Białorusi na ich styku predestynuje ją do roli pomostu między Wschodem a Zachodem i zarazem Środka pomiędzy nimi. Dzięki niemu Białoruś stanowi potencjalne miejsce syntezy pierwiastków wschodnich i zachodnich, a w rezultacie – narodzin nowej cywilizacji pomiędzy Orientem a Okcydentem, osobnej względem nich obu. W tym sensie państwo białoruskie jawi się jako kontynuator Wielkiego Księstwa Litewskiego, które niegdyś miało szansę dokonać takiej syntezy i stać się kolebką nowej jednostki cywilizacyjnej.

Ad rem. W naszej ocenie państwo polskie powinno dokonać całkowitego resetu (jak to się ostatnio modnie określa) swoich stosunków z Białorusią w takim ich kształcie, jak układały się one kolejno pod rządami SLD, PiS i PO co najmniej od 2004 r., tj. od chwili rzucenia przez polskie MSZ i pałac prezydencki hasła „powtórzenia pomarańczowej rewolucji” w Mińsku. Wskazane jest, aby Polska dążyła do jak najdalej idącej poprawy stosunków z państwem białoruskim, do nawiązania z nim jak najściślejszej i możliwie kompleksowej współpracy, włącznie z zainicjowaniem osi Warszawa-Mińsk, na podobieństwo niemiecko-francuskiej „osi elizejskiej” (nie chodzi, rzecz jasna, o podobieństwo w potędze podmiotów, ale w charakterze ich relacji). Leży to w dobrze pojętym interesie obu krajów, jak również liczącej czterysta tysięcy osób polskiej diaspory na Białorusi.

Przeciwnicy takiego projektu w pierwszej kolejności podniosą zapewne obiekcje natury prawno-międzynarodowej. Białoruś w ramach ZBiR pozostaje związana z Rosją węzłami bliskiej współpracy politycznej, gospodarczej i militarnej; Polska należy do NATO i Unii Europejskiej. Członkostwo obu krajów w strukturach międzypaństwowych ogranicza samodzielność prowadzenia przez nie polityki zagranicznej, w szczególności swobodę podejmowania przez nie decyzji o wyborze sojuszników. Historyczne precedensy dowodzą wszelako, iż zacieśniać współpracę i podejmować różne formy integracji mogą nawet państwa przynależne do wzajemnie wrogich bloków międzynarodowych (a przy postępującym obecnie odprężeniu między Zachodem a Rosją o stanie wrogości trudno mówić, więc aktualna sytuacja okazuje się łatwiejsza). Na przykład, początek Inicjatywie Środkowoeuropejskiej (CEI) dała grupa Czworokąta (Quadragonale), utworzona w 1989 r. przez cztery państwa o skrajnie różnym statusie: Włochy – militarnie i politycznie przynależne do obozu zachodniego; Węgry – militarnie i politycznie przynależne do obozu sowieckiego, komunistyczną Jugosławię – państwo dysydenckie z obozu sowieckiego, a więc skonfliktowane z oboma blokami; Austrię – państwo neutralne. Decyzja owa zaowocowała ich efektywną współpracą przez szereg następnych lat, rozszerzaną sukcesywnie o inne państwa. Podobne zbliżenie Polski i Białorusi zależy wyłącznie od determinacji obu stron w tym kierunku, dobrej woli, zrozumienia wspólnoty interesów oraz poczucia własnej wartości (czyt. uwolnienia się od nawyku pytania „starszych braci” o zgodę).

Kolejne, co zostałoby przeciwstawione projektowi zwrotu w stosunkach z państwem białoruskim, to twierdzenie „Zachód jest przeciw obecnej Białorusi i się za to na nas pogniewa”. Praktyka pokazuje tymczasem, że nad starczym zrzędzeniem Zachodu da się przejść do porządku dziennego. Zademonstrowała to Litwa, czyniąc w ubiegłym roku pewne kroki na rzecz normalizacji stosunków między państwami UE a Białorusią. Polskie władze, zamiast poprzeć Litwę i podjąć inicjatywę, skrytykowały ją ustami swych niektórych przedstawicieli. Niewielkie państwo odważnie próbuje wpłynąć na politykę wschodnią Unii Europejskiej, a wielekroć ludniejszą Polskę stać jedynie na bierność i potakiwanie. Państwo polskie po raz pierwszy od wielu lat dowiodłoby swej podmiotowej pozycji w polityce międzynarodowej, starając się zacieśnić więzi z Białorusią oraz wspierając wspomnianą akcję Litwy wszelkimi środkami. Otworzyłoby to, być może, drogę do budowy w przyszłości trójkąta Warszawa – Mińsk – Wilno, ten zaś wskrzeszałby w sporej części geopolityczną substancję dawnej Rzeczypospolitej.

Już 13 stycznia bieżącego roku w sali konferencyjnej sejmowego gmachu w Warszawie odbył się, zorganizowany pod przykrywką fachowej „konferencji”, anty-białoruski wiec otwarty przez polskiego marszałka sejmu. Kilka dni później w mediach pojawiły się informacje, iż w przygotowaniu ostatnich wystąpień „opozycji demokratycznej” na Białorusi miały udział polskie służby specjalne. Racja stanu Polski nakazuje, aby nasze państwo jak najszybciej wycofało się ze wszelkich tego typu prowokacyjnych działań. Przed kilku laty stacja TVN wyemitowała (na żywo) znamiennym wywiad z ówczesnym białoruskim ambasadorem w Warszawie, Pawłem Łatuszką (obecnie – ministrem kultury w białoruskim rządzie). Przez cały czas trwania wywiadu znany telewizyjny dziennikarz Bogdan Rymanowski bez cienia poszanowania choćby dla urzędu swego gościa, najbezczelniej w świecie beształ go za bycie reprezentantem „niedemokratycznego reżimu” i wypowiadał się w obraźliwym tonie na temat białoruskiego państwa. Indagowany w ten sposób dyplomata nie dał się sprowokować i z właściwą swej profesji rezerwą zbijał ataki spokojnymi, merytorycznymi wypowiedziami, jednak w końcu musiał wyrazić oburzenie napastliwym zachowaniem dziennikarza. Trudno dać wiarę, by ów incydent odbył się bez odpowiedniej politycznej inspiracji. Epoka takich nieodpowiedzialnych zagrań powinna bezpowrotnie odejść w przeszłość.

Jeden ze wspomnianych na początku publicystów rzucił pomysł utworzenia w Polsce „komitetu poparcia dla Białorusi”, atakowanej przez ośrodki zachodnie i służalcze wobec nich ugrupowania krajowe. Zgadzamy się, że komitet taki winien powstać, zawiązany przez środowiska rozumiejące polską rację stanu. I to szybko, zanim pomysł ten podchwycą i wykorzystają dla sprzecznych z nią celów aktywni w Polsce lobbyści interesów rosyjskich.

Adam Danek