Powtarzane niekiedy przez złośliwych i z pewnością bezpodstawnie uprzedzonych antysemitów porzekadło (mające podobno swe źródło w Talmudzie), że „Dobry Żyd, to zakonspirowany Żyd” - jeśliby traktować je poważnie - z pewnością musiałoby prowadzić do wniosku, że ostatnia „autodemaskacja” szanownych pań i panów redaktorów "Tygodnika Powszechnego", którzy przemianowali jubileuszowy dodatek swojego pisma na "Żydownik Powszechny", dowodzi, że środowisko to nie przyswoiło sobie tajemnych nauk „mędrców Syjonu”. W końcu już w artykule wprowadzającym, spisanym piórem naczelnego x. Adama Bonieckiego, czytamy, że „po sześćdziesięciu pięciu latach nadszedł czas, by zdjąć maskę. „Żydownik Powszechny” ? Ależ proszę bardzo.”
Złośliwi i z pewnością bezpodstawnie uprzedzeni antysemici odpowiedzieliby niechybnie, że „wiadomym środowiskom” udało się na przeciągu minionych lat tak bardzo przeorać świadomość czytelników prasy, że oczywistością dziś stało się to, co dawniej było nie do pomyślenia, czyli występowanie tychże środowisk „z otwartą przyłbicą”. I znowu, dla podparcia swych z pewnością bezpodstawnych uprzedzeń, mogliby złośliwi antysemici sięgnąć do cytowanego tu już wstępnego artykułu x. Bonieckiego, w którym to znajdujemy uwagę, że „właśnie ta oczywistość jest wspaniałym owocem (naszego, czyli „tygodnikowego” – przyp. R. L) wczorajszego trudu”.
Zostawmy jednak złośliwych antysemitów i ich z pewnością bezpodstawne uprzedzenia, by pochylić się nad zawartością samego „Żydownika”. Znajdujemy tam sporo artykułów, w których „przepracowuje się” relacje polsko-żydowskie, oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem tych ich epizodów, które zdaniem szanownych pań i panów redaktorów, zaciążyły na tych relacjach w sposób negatywny, czemu jakoby winne miały być złośliwe i z pewnością bezpodstawne uprzedzenia antysemickie żywione przez potrzebujących „uwolnienia” od nich Polaków. Kto bowiem wie, "gdzie byśmy dziś byli, gdyby nie artykuł Jerzego Turowicza „Antysemityzm”, napisany w 1957 r. ? Jaki byłby stan naszych umysłów bez eseju „Biedni Polacy patrzą na getto” Jana Błońskiego (1987) ? Jak byśmy się bez niego i bez debaty, którą sprowokował, uporali choćby z problemem Jedwabnego ?"
Żywiąc ambicję wpłynięcia na zmianę postaw Polaków wobec Żydów, autorzy "Żydownika" wychodzą z założenia, że tak zwane „stosunki polsko-żydowskie” pozostają kwestią na tyle istotną, że w imię zmiany ich treści, należy dokonać przeobrażenia świadomości i pamięci historycznej narodu. Pomijając już wątpliwą metodologiczną poprawność posługiwania się przez środowiska „okołożydownikowe” terminem „stosunki”, który poprawnie winno się odnosić do wzajemnych relacji ustrukturyzowanych, wewnętrznie skonsolidowanych i sterownych podmiotów jak państwa, organizacje czy inni abstrakcyjni uczestnicy polityki, zwraca uwagę nie tylko przypisywanie owym „stosunkom” (które w trafniej byłoby nazwać "wzajemnymi postawami") niepomiernie istotnego znaczenia, ale też ich jednostronne, pozbawione krytycyzmu wobec Żydów, odczytanie historyczne. Naszym zdaniem, obydwa wymienione zniekształcenia percepcyjne wynikają z tego samego powodu, mianowicie z przyjmowania „perspektywy żydowskiej” w spojrzeniu rzeczone kwestie.
Istotne stają się tu nie postawy wobec problemów współcześnie aktualnych, do których należy się ustosunkować, gdy ktoś zabiega o dobro narodu polskiego lub szerzej, wspólnoty chrześcijańskiej czy Europy, lecz znaczenia nabiera pozycja zajmowana w sporze wokół problemów istotnych być może dla interesu Izraela, Stanów Zjednoczonych, dla upowszechnienia ideologii demoliberalnej lub dla dobra narodu żydowskiego, czy przynajmniej pewnej jego części. Tak więc dla identyfikacji jakiegoś uczestnika rzeczywistości politycznej, lub w każdym razie dla podmiotu aspirującego do takiego miana, kluczowe jest jego stanowisko w sporze wokół artykułów Turowicza, Błońskiego, Cichego, Michnika, wokół książek Kosińskiego, Kąkolewskiego, Siedleckiej, wokół filmów Lanzmana, Wajdy, Spielberga, Polańskiego, Zwicka i im podobnych. „Pojęciami-stygmatami” w tym sporze stają się wyprane z wszelkiej wartości eksplanacyjnej „antysemityzm” i „filosemityzm”, których użycie przez jedną ze stron sporu wobec drugiej, równoznaczne jest z desygnowaniem tak nazwanego, na schmittiańskiego „wroga politycznego”.
I choć uczciwie trzeba przyznać, że w masowym odbiorze frakcja „filosemicka” zdecydowanie bierze górę zagłuszając niemal doszczętnie frakcję „antysemicką”, niosąc przy tym zazwyczaj w swoim sztafażu ideologię liberalno-lewicową, to naszym zdaniem, nie usprawiedliwia to bynajmniej mechanicznego dołączenia do strony „antysemickiej”. Nie usprawiedliwia nie dlatego, aby wiązało się to z jakimiś "stratami wizerunkowymi", o których tak lubią dywagować polityczni koniunkturaliści i oportuniści, rozpisujący niekiedy w drętwych tekstach swą strategię „dywersji w świecie popkultury”, lecz dlatego, że samo ustosunkowanie się wobec wszystkich pseudo-problemów wymyślanych przez szanowne panie i panów redaktorów "Żydownika Powszechnego", byłoby już z naszej strony formą przyznania im racji w zakresie uznawania szczególnej rangi „tematyki żydowskiej”. Naszym zdaniem tymczasem, zarówno tematyka ta jak i hałdy intelektualnego śmiecia i tony makulatury produkowane przez jej fascynatów, nie są warte by poświęcić im choćby ułamek naszego czasu. Nie zamierzamy tłumaczyć się ani tym bardziej „przepraszać” za antyżydowskie działania przedwojennych polskich nacjonalistów, co bynajmniej jednak nie oznacza, że jesteśmy gotowi wobec nich wyrażać jedynie bezkrytyczny zachwyt. Być może, żyjąc w tamtych czasach bylibyśmy zwolennikami zupełnie odmiennej polityki, być może zaś takiej samej. Tak czy inaczej, ten rozdział historii polskiego ruchu narodowego i prawicy należy już do przeszłości, gdyż większość polskich Żydów zniknęła w czeluściach historii, my zaś ani nie „tęsknimy za Żydem”, ani też nie będziemy bezustannie świętować jego odejścia – uznajemy je po prostu za obiektywny fakt historyczny, za coś, co się stało i nad czym nie ma sensu bezustannie się pochylać. Na obecność Żydów w polskiej i europejskiej historii patrzymy tak samo beznamiętnie, jak na wojny punickie lub rozpad unii kalmarskiej.
Przed nacjonalizmem polskim stoją współcześnie istotne wyzwania i kwestie warte podjęcia jak globalizacja, ekologia, przekształcenia gospodarki kapitalistycznej, komercjalizacja i indywidualizm niszczące wspólnoty narodowe i regionalne, obumieranie tradycyjnych identyfikacji, w tym również kryzys religijności, problem zorganizowania politycznego zarówno makroregionów geopolitycznych jak Europa, jak też nowej architektury stosunków międzynarodowych w skali globalnej, demograficzna inwazja Orientu na Europę Zachodnią, wreszcie zadanie odnalezienia nowej formuły dla uniwersalnych i transhistorycznych idei jak Tradycja, Imperium, hierarchia etc. Tym właśnie zamierzamy zajmować się w Falandze, gdy tymczasem "Żydownik Powszechny" wraz z rozterkami jego szanownych pań i panów redaktorów, naszym zdaniem, należy posłać do kosza na makulaturę.
Ronald Lasecki